I dnia trzeciego wyszło słońce, a Petersburg zaczął wraz z Leningradem świętować Maslenice. Lekki mróz, wpływał idealnie na samopoczucie mieszkańców miasta. Wśród studentów rozpoczęły się dyskusje gdzie zamierzają spędzić weekend. W mieście pojawiły się plakaty zachęcające do wzięcia udziału właśnie w ich zakończeniu maslenicy.
Pytanie, która maslenica będzie bardziej tradycyjna, ruska i wspaniała jeszcze nie znalazło odpowiedzi. Do tej pory najbardziej popularnym kierunkiem jest Pavlovsk.
Myślałem, że mianem blina dnia, będzie Bin solo z obiadem w tle...
Rozumiem, że autor powinien się poświęcać, ale naleśnika ze słodkim mlekiem nie dałbym rady dziś zjeść.
Lecz jednak się pomyliłem. W trakcie wesołej maslenicy, nigdy nie wiadomo skąd nadejdzie blin, a jak wiadomo on zawsze nadchodzi znienacka.
Wpadłem do znajomych na herbatę i jak się okazało, zostałem głównym smażącym naleśniki. Z początku byłem przerażony, ponieważ miałem przed oczami siebie z przed 14 lat, kiedy to w tajemnicy próbowałem robić naleśniki powodując pożar i kłęby dymu w kuchni... Udało się do tego stopnia, że po 10 zacząłem ku własnemu zdumieniu je podrzucać. Pomimo zakupienia przez znajomych książki z przepisami, bliny zostały zrobione z "tego co było".
Blin na dziś: Blin ze śmietaną, bekonem i żółtym serem... rewelacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz