Przyszła niedziela, wypada więc pójść na spacer. A gdzie
pójść na spacer, jeśli mieszka się nad morzem? Nad morze. Choć określenie „nad”
morze jest błędne. Lepiej powiedzieć że idzie się na spacer na morze. Nie jest
to żart, Zatoka Fińska jest do tego stopnia zamarznięta, że stwierdzenie „Po palach idioto, po palach” nie jest
aktualne.
Na morzu spotykają się wszyscy, bogaci i biedni, starzy i młodzi. Z jednej strony może minąć Cię „bananowy” przedstawiciel kite-surfingu. Z przypiętymi do ciała za pomocą uprzęży latawcami, jeżdżą na nartach i deskach snowboardowych. Rozwijają przy tym dość imponujące prędkości.
Zaraz przy brzegu zgodnie z wodnymi prawidłami odbywa się szkolenie na płytkiej „wodzie”. Na oślej łączce nowicjusze próbują złapać wiatr w żagle. Ci którzy nauczą się już jeździć, migają tylko jak małe punkciki na horyzoncie. Zastanawiam się, jak wielu z nich stosuje model Jana Lisewskiego, okrytego złą sławą polskiego kite surfera z Gdańska. Jedno jest pewne, rekiny im nie zagrażają. Na morzu wypada również być modnym, tu akurat zamarznięta grobla i pokaz mody.
Obok bogatych są również i biedniejsi obywatele Rosji. Niektórzy chodzą na zwykłe spacery z psami, niektórzy łowią ryby. Odwiert z przerębla potwierdził grubość lodu – 1 metr 20 cm. Do tej pory łowienie z przerębla było mi znane z gry komputerowej propilkki, którą uważałem za grę dla „prawdziwych koneserów” http://propilkki.pl/ W „realu” jest to jednak o wiele bardziej pasjonujące.
Wędkarz, łowi ryby z małego przerębla, małą wędką, przerębel wywierca dużym świdrem i czeka. Kiedy tafla wody zacznie się pokrywać lodem, wybierakiem do sałatek oczyszcza powierzchnie, aby łatwiej było łowić. Ryby podobno są. Przynajmniej były 4 dni temu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz