poniedziałek, 18 lutego 2013

Król Arturowicz Bies…

                Zawsze zazdrościłem koledze mojego ojca, którego zwyczajne i mało interesujące nazwisko, po tym jak wyjechał do Francji, zamieniło się w czysto francuskie i pięknie brzmiące. Wydawało mi się, że to musi być jakiś dziwny przypadek albo specyficzny język.  Ponieważ w Rosji już raz byłem, to przypuszczałem, że już na zawsze będę bijoszczem karlem pavlem, jednak się pomyliłem.
Teraz znów jestem Karolem, co więcej nawet królem Karolem. Zakrawa to co prawdaż o skrajny narcyzm, lecz tak właśnie jest. Karol to po rosyjsku król. Już myślałem że to koniec jednak się pomyliłem, ponieważ tym razem władza postanowiła w wizie dać mi nowe, diaboliczne, w sensie dosłownym, nazwisko. Od  lutego do czerwca 2013r. jestem BIESem.
            Jeśli dopiszę sobie  nad E dwie kropki to  z Biesa będzie Bijos… Dla pikanterii kropeczki chowam do kieszeni i bawię się rzeczywistością. Moje diaboliczne drugie ja, w ciągu 24 godzin pobytu w Rosji zdążyło rozbawić już strażniczkę podczas kontroli paszportowej, panią w dziekanacie i ekspedienta w salonie sieci komórkowej MTS. Bardzo mnie to cieszy, tym bardziej, że atcziestwo wciąż jest używane i do tego wszystkiego dołączam arturowicz.


                Ten rok miał być dziwny bo 13, na razie wszystko idzie według planu. Mój uniwersytet jest niebieski, a jeszcze śmieszniej bo okala on sobór, o tym samym pięknym kolorze. Idealne miejsce na rozwijanie wiedzy tajemnej o świecie. 

Diabeł w klasztorze, to po prostu musi być Petersburg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz