czwartek, 28 lutego 2013

Na ręcznym bez obciachu

               Czyli kilka słów o szalonej motoryzacji. Jeśli chodzi o standard samochodów to przewyższa on średnią w Polsce. Na ulicach widzi się dużo samochodów typu SUV lub popularne tutaj czarne BMW.

             Osławiony filmem Bumer, czarne BMW jest symbolem dobrobytu i szczęścia.
              film : http://www.youtube.com/watch?v=vWxoM3aahIQ

Oczywiście nie wszyscy jeżdżą drogimi samochodami, ja jednak przemieszczając się po centrum miasta, lub przechodząc przez parking należący do Uniwersytetu, Soboru Smolnego i Urzędu Miasta, nie mam najlepszego poglądu na sprawę i widzę tylko te drogie.

            Jednak wyspa Dekabrystów to troszeczkę inny świat i tu można już spotkać prawdziwe pomniki przyrody.

Wracając z zakupami z lokalnego supermarketu należy uważać, aby przypadkowo nie potknąć się o linkę holowniczą.  Pierwszy raz widziałem tak osobliwą próbę kradzieży samochodu. Otóż pewna Łada ( inna niż na zdjęciu) przesuwała czarne BMW za pomocą linki, podjeżdżając do przodu i rwąc linę podciągała samochód za sobą. Kradziony samochód, albo był zostawiony na biegu, albo na ręcznym, ponieważ po każdym pociągnięciu przesuwał się bardzo opornie.

Postanowiłem ulotnić się z miejsca zdarzenia nie fotografując dużego pana w puchowej kurtce siedzącego za kierownicą Łady.
       



















środa, 27 lutego 2013

trolejbus - linia 11

           Czasem wypada pozwiedzać...  Dzięki świetnej rozwiniętej linii metra, można mieszkać w Petersburgu, przemieszczać się codziennie na drugi koniec miasta, a widzieć tylko jego leningradzkie oblicze. Dziś również zostawienia w pokoju biletu miesięcznego, wybrałem się niczym batman z Robinem (francuskim kolegą) do akademika bezpośrednim trolejbusem.

       Miasto jest piękne i ciekawie kiedy ogląda się je z okien "trajtka", niestety ta przyjemność trwa półtorej godziny. Metro, choć ciemne i głębokie, jedzie tylko 20 min.


      Na zdjęciu jeden z zabytków na trasie linii numer 11 - Isakowski Sobór widziany od środka. Jest Duch Święty, jest i bies, jest i kopuła soborowa. 



wtorek, 26 lutego 2013

Dwa miasta.

    Uczono mnie, że komunizm wiąże się z obroną praw pracowników.  Socjalizm również miał o nie dbać.  We Francji, która komunistyczna nigdy nie była, wszystko w niedziele jest pozamykane i nikomu nie przychodzi do głowy, żeby pracować. Jest to dzień w tygodniu gdzie każdy ma mieć wolne. Jadąc do Rosji, byłem przekonany, że pozostałości po czasach Związku Radzieckiego będą dosyć widoczne, przede wszystkim w sferze prawa pracy. W Dumie zasiada Komunistyczna Partia Rosji, a w wielu miejscach wciąż spotyka się symbolikę radziecką i „kolektywne podejście” lecz  „to nic nie znaczy i o niczym nie świadczy”.  Wylatując z warszawy leciałem na lotnisko Pulkovo, kod lotniska LED, sam zastanawiałem się ile w tym współczesnym świecie będzie starego Leningradu, ile współczesnego Petersburga, a ile kokieterii dworskiej z czasów cara Alexandra II.
Rzeczywistość w Rosji gra z obcokrajowcem w pewną zabawną grę, jak mawiał mój przyjaciel Kasperi  Korpelainen: „myślałem że ty jesteś coś, a ty jesteś coś innego” . Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że średniej wielkości supermarket pod akademikiem otwarty jest non-stop.  Sklepy całodobowe zdarzają się na całym świecie. Jednak fakt, że lokalne centrum sportu i rekreacji z siłownią i sauną również otwarte jest 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, było już nad wyraz zaskakujące. To miasto nigdy nie zasypia, działając na pełnych obrotach cały czas.                                                                                                                                                                Styl życia mieszkańców Petersburga uwarunkowany jest przez warunki naturalne. Najwcześniejsze zajęcia na uniwersytecie, zaczynają się na 9:30, a i tak wielu wykładowców przekłada je na 10, ponieważ o tak nie ludzkiej porze nie można nikomu kazać przyjść na uniwersytet.  Chodzenie spać o 2 czy 3 w nocy jest normą.
 Wychodząc  z centrum sportu o 23:50, nie należy się dziwić się ludziom, którzy w trzech różnych grupach w łącznej liczbie 7 osób przychodzą potrenować.  Chodzenie spać codziennie o 3 zazwyczaj wiąże się dla mnie ze stanami wyjątkowymi lub wojennymi: sesją  bądź wakacjami, jednak na pewno nie z  codziennym trybem życia. Łatwo jednak wpaść w petersburski tryb życia Polakowi, który przyleciał ze strefy czasowej GMT +1, wystarczy przestawić zegarek na czas obowiązujący w Rosji, a zegar biologiczny pozostawić w spokoju.
Ostało się jednak starego Leningradu w retoryce Prezydenta Putina.  Jak donoszą wszystkie czołowe gazety jak mamy do czynienia z nieoczekiwanymi skokami opłat za ogrzewanie, pomimo lutowej odwilży jak i lekkich mrozów. Oglądając wieczorne Wiedomosti  dowiemy się w kilkuminutowej relacji o tym, że prezydent polecił „zająć” się tym Inspektorowi ds. konkurencyjności cen.  Pod koniec programu informacyjnego do redakcji nadchodzi wiadomość: minister energetyki stracił stanowisko.  Zadziwiające dlaczego.

poniedziałek, 25 lutego 2013

MOJE BLOKI


MOJA WYSPA - DEKABRYSTÓW






    MOJA STACJA METRA - PRIMORSKAJA

 


MOJA ULICA - KAPITAŃSKA 



MOJE OSIEDLE I JA





MOJE BOISKO




MÓJ KOMIN I KAWAŁEK MORZA






niedziela, 24 lutego 2013

Po morzu

                 Przyszła niedziela, wypada więc pójść na spacer. A gdzie pójść na spacer, jeśli mieszka się nad morzem? Nad morze. Choć określenie „nad” morze jest błędne. Lepiej powiedzieć że idzie się na spacer na morze. Nie jest to żart, Zatoka Fińska jest do tego stopnia zamarznięta, że  stwierdzenie  „Po palach idioto, po palach” nie jest aktualne.

             
                 Na morzu spotykają się wszyscy, bogaci i biedni, starzy i młodzi. Z jednej strony może minąć Cię „bananowy” przedstawiciel kite-surfingu.  Z przypiętymi  do ciała za pomocą uprzęży latawcami, jeżdżą na nartach i deskach snowboardowych.  Rozwijają przy tym dość imponujące prędkości.  


                 Zaraz przy brzegu zgodnie z wodnymi prawidłami odbywa się szkolenie na płytkiej „wodzie”. Na oślej łączce nowicjusze próbują złapać wiatr w żagle. Ci którzy nauczą się już jeździć, migają tylko jak małe punkciki na horyzoncie.  Zastanawiam się, jak wielu z nich stosuje model Jana Lisewskiego, okrytego złą sławą polskiego kite surfera z Gdańska. Jedno jest pewne, rekiny im nie zagrażają. Na morzu wypada również być modnym, tu akurat zamarznięta grobla i pokaz mody.






                






             Obok bogatych są również i biedniejsi obywatele Rosji.  Niektórzy chodzą na zwykłe spacery z psami, niektórzy łowią ryby.  Odwiert  z przerębla potwierdził grubość lodu – 1 metr 20 cm.  Do tej pory łowienie z przerębla było mi znane z gry komputerowej propilkki, którą uważałem za grę dla „prawdziwych koneserów”  http://propilkki.pl/ W „realu” jest to jednak o wiele bardziej pasjonujące.  



                
Wędkarz, łowi ryby z małego przerębla, małą wędką, przerębel wywierca dużym świdrem  i czeka. Kiedy tafla wody zacznie się pokrywać lodem, wybierakiem do sałatek oczyszcza powierzchnie, aby łatwiej było łowić.  Ryby podobno są. Przynajmniej były 4 dni temu.















sobota, 23 lutego 2013

Dzień obrońcy

             Było ich 5, 2 Polaków, Chorwat, Białorusin i Koreańczyk z południa. Wznieśli toast za gierojów. To, że przecież każdy pił za swoich nikogo nie dziwiło. Święto, które nastąpiło 23 lutego, prawie wszyscy traktowali jako własne bez przyjmowania inwentarza rosyjskiego. Jeśli obchodzili Dzień Obrońcy Ojczyzny po rosyjsku День защитника Отечества, pili i za obrońców, kogo i czego oni bronili nie sprecyzowano.

Wódkę zakąszają kiełbasą, łososiem i serem. Łososia znaleźli jakimś fartem na wyprzedaży w supermarkecie. Pojawiły się różne zwyczaje, Polacy odbijali złe duchy z butelki, Białorusin chuchał przed wypiciem, Koreańczyk nie zagryzł. Tak jakby chciał powiedzieć „po pierwszym i po drugim nie zagryzam”, odmówił z niesamowitym spokojem i wdziękiem. Oglądali konkurs piosenek podczas, którego motywem przewodnim były samotne groby i polegli żołnierze. Od czasu do czasu milkli będąc pod wrażeniem piosenek, których słuchali. Każdy słyszał co innego… Od czasu do czasu, śmiali się do rozpuku, kiedy to prowadząca konkurs pięknie wyglądająca prezenterka pierwszego kanału rosyjskiej telewizji, przy każdej piosence płakała rzewnymi łzami i wyglądała jak zbity, biedy pies. Robiła to w tak nieudolny sposób, że jedyne co im zostawało to śmiać się w głos.


Usiedli jednak do stołu bardziej z powodu Dnia Mężczyzny, który obchodzi się tego dnia w Rosji. Niestety o studentach z poza Rosji, mało kto pamięta… To jak być studentką z zagranicy w trakcie święta 8 marca i nie dostać goździka…




              

piątek, 22 lutego 2013

3 w 1


                 W Polsce to jedna i ta sama karta z chipem. Wszystko jest wgrane w jeden i ten sam nośnik informacji. W Petersburgu, jest prawie tak samo, choć w trójnasób…  No bo jak wiadomo, „W Troicy Boh” i do trzech razy sztuka… 


Karta miejska z biletem miesięcznym, karta do biblioteki i legitymacja studencka, wszystko ma swoją postać materialną i wszystko trzeba załatwić. 
Na szczęście, zdjęcie robią na miejscu. Tylko opłata, czasami wiąże się z przygodami. Bilet może być tylko miesięczny. 






          Można docenić jak wygodne życie ma student Uniwersytetu Warszawskiego, wszystkie dokumenty ma w postaci jednej zielonej karty studenckiej…  a bilet miejski można kupić na kwartał. 
Ewentualna utrata, kradzież, zagubienie, lub jak w moim wypadku uszkodzenie chipa wiąże się jednak z całkowitym kataklizmem... Co lepsze, nie wiadomo.

Wiadomo natomiast, że w Kalkucie zasad nie było,  wyrobienie legitymacji trwa do dziś... W autobusach przejazd kosztował średnio 5 rupii (30 gr), tu natomiast 25 rubli (2,5zł).  Różnica w formularzach pomiędzy Kalkutą, a Petersburgiem polega na tym, że tu wpisuje się Atcziestwo, a tam kastę. 
           




czwartek, 21 lutego 2013

Wschody i zachody.


            Tym razem udało się wstać przed wschodem słońca. Olbrzymi komin podświetlany jeszcze przez miejskie światła i łunę odbitą od śniegu, dymił wyrzucając z siebie olbrzymie kłęby białego dymu. Mógłbym powiedzieć, że to wybuch wielkiego wulkanu, widzianego między jednym łańcuchem bloków, a drugim łańcuchem bloków z płyty, zwanej wielką.


Godzina 8:45, przed akademikiem



Wejście do Zakładu Pracy:  Godzina 9:25
 
















Wyjście z Zakładu Pracy 18:10

















O tym, że jesteśmy nad  Morzem Bałtyckim, nieśmiało przypomina nam sieć sklapów Stockman, znana między innym z Finalndii. 






środa, 20 lutego 2013

kolor ma jednak znaczenie


Jeśli zapomnisz gdzie jesteś, rzeczywistość przypomni Ci o tym sama…

 Z punktu A do B przemieszczasz się w mig, marszrutka kolejne metro wszystko idzie według planu. Język nie jest mi obcy więc nie mam już problemów typu (czy dziesięć po bengalsku to Desh czy Das i dlaczego ten rikszarz twierdzi że musze mu zapłacić dwa razy więcej, krzycząc do mnie i gestykulując,  a wszystko w Bihari lub Bengali).  Wszystko jest cudne i piękne. Spieszę się na wykład, ale mam nadzieję, że zdążę jeszcze wyrobić sobie kartę miejską uprawniająca do tańszej komunikacji miejskiej. Znajduje bez problemu, bardzo ale to bardzo dobrze zakamuflowane biuro. Należy wejść przez „Kawiarnie Metro” i skręcić po przejściu małego korytarza w prawo.  Nie ma kolejki, rewelacja. Pani bierze ode mnie paszport, hura jestem na liście uprawnionych do ulgi, trzeba tylko zapłacić. Kwitek jest już wypełniony, biegiem pędzę do najbliższego banku. W tym samym budynku za rogiem znajduję Bank, wchodzę przez mały sklepik. W banku również nie ma kolejki. Wysyłam proszące spojrzenie do polerującej swoje piękne paznokcie ok 25 letniej pracowniczki banku. Ta z gracją 65 letniej kierowniczki, która wypiła już morze kawy, wódki i wypaliła tajgę papierosów bez filtra, kiwa na mnie głową dając do zrozumienia, że jeśli już śmiem jej przeszkadzać to mogę podejść i coś załatwić.
K: Dzieńdobry chciałem zapłacić rachunek
I: Paszport proszę.
Położywszy torbę na ziemi, wciąż stojąc, sięgam do wewnętrznej kieszeni marynarki w której noszę zazwyczaj paszport, wyciągam go i niezręcznie próbuje otworzyć paszport na wizie, aby imperatorce tego banku nie naprzykrzać się za bardzo. Ta jednak gdy tylko ujrzała kolor mego paszportu powiedziała:
I: Niestety nie przyjmę pana wpłaty. Nie zostanie pan obsłużony.
Tu lekko zdumiony, bo przecież to nie jakiś "noble bank" gdzie minimalna wpłata może wynosić jedyne 10 tysięcy złotych, pytam: Dlaczego?
I: Obywateli Unii Europejskiej nie obsługujemy.
Podnoszę oczy i już wiem, już wiem dlaczego. Znajduję odpowiedź w nazwie banku.                                                                                           Sowiecki Bank.             
                                                                                                                                                  Rozumiem również dlaczego imperatorowa nie jest miłą pracowniczką banku minimalnie starszą ode mnie, z którą wszystko można załatwić w luźny lecz profesjonalny sposób. Z szerokim uśmiechem pożegnałem się z Panią pozwalając oddać się dalej jej ulubionemu zajęciu - polerce 10 wapiennych płytek. Gdyby tu, historia się zakończyła, wszystko należałoby obrócić w pyszny żart, bo przecież w Sowieckim Banku, musi pracować Sowiecka Dziewczyna z Sowieckimi zwyczajami i Dobry Sowiecki Bank, nie może obsługiwać imperialistycznych sługusów Ameryki z Unii Europejskiej. Podróż w czasie byłaby miła gdyby nie jedna skała rzeczywistości, która melancholijną podróż w czasie przygniata w okropny sposób.                                                                                                                     

Wychodząc zabrałem reklamę banku, a na niej Obelix Depardieu, który stał się teraz towarzyszem  Obelixem. Jak przystało na prawdziwego Rosjanina , który gardzi obywatelami „Jewro Sajuza” którego paszport miał do grudnia zeszłego roku, reklamuje on jedyny słuszny bank. Na szczęście dla Obelixa, jak i dla mnie dzisiejsza Rosja, to kraj w którym istnieje fantastyczne zjawisko konkurencji. On może się realizować w promocji słusznych ideałów w imię nie płacenia żadnych  podatków, a ja mogę wyjść z tego banku i pójść do innego.  Tam będę obsłużony przez miłą kasjerkę banku, z którą będę mógł jeszcze pożartować. Nikt nie będzie się pytał jaki jest kolor mojego paszportu, a bank będzie reklamowany przez prawdziwą "sowiecką" bajkę „Jeżyk we Mgle” z 1975 roku. 

Strona banku na której można zobaczyć nową złotą kartę Sowieckiego Banku, z podobizną Obelixa
Film "Jeżyk we Mgle"


wtorek, 19 lutego 2013

wschody i zachody


Nie przypuszczałem, że istnieją kraje, które umyślnie utrudniają swoim obywatelom wstawanie, ale jednak, myliłem się. 7:00, ciemno, 8 – ciemno, 8:30 dalej ciemno! Jasno robi się o 9 i jest to i tak luksus, bo jak głosi wieść gminna, w grudniu była to 11. O 11:10 zaczyna się większość wykładów, a doliczając obowiązkową godzinę na dojazd z akademika można wstać kiedy jest już jasno.          
         Zmiana czasu o 3 godziny wydaje się w ogóle nie zaskakiwać organizmu. Najbardziej jednak na człowieka może wpłynąć przesunięcie godzin wschodu i zachodu słońca.  Takie zabawne doświadczenie ze zmianą czasu podkreśla jak współżycie człowieka z naturą w kwestiach „słonecznych” jest nadal bardzo ważne. Przyzwyczajony, że robi się jasko już od dawna około 7, dziwię się gdy o 8:30 jest wciąż czarna noc. Znowuż  gdy o 18, wracam po zajęciach i patrzę na zegarek z niedowierzaniem. Jest wciąż widno.

           Taki to urok dużych szerokości geograficznych i dziwnych praw, które znoszą zmianę czasu.

      "Zatrzymanie czasu dało się we znaki nie tylko w niedzielę i nie tylko "chomiczkom", jak władze pogardliwie określają młodych, zafascynowanych elektroniką i buntujących się przeciw nim mieszkańców wielkich miast. Zachowanie "letnich" godzin na zimę sprawiło, że na przykład w Kaliningradzie dzieci zaczynały naukę, gdy z sąsiedniej Polsce była dopiero 6, i do szkoły szły w kompletnych ciemnościach. W Sankt Petersburgu jasno w grudniu robiło się pod koniec czwartej lekcji.

Wielu Rosjan narzekało więc, że z letnim czasem żyć się w Rosji jednak nie da. I ten koszmar pewnie się już nie powtórzy. Władimir Putin, który w czasie kampanii wyborczej naobiecywał rodakom bardzo wiele, zapowiedział między innymi, że przywróci w kraju jesienną i wiosenną zmianę czasu. " 
- Wacław Radziwinowicz Gazeta Wyborcza 25.03.2012
 

                         Mimo tego, że od artykułu Wacława Radziwinowicza minął prawie rok, nic się nie zmieniło. Czas nie przyniósł zmiany czasu, może przyniesie ją w przyszłości... 
            Wszyscy przynajmniej mają taką nadzieję. 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Król Arturowicz Bies…

                Zawsze zazdrościłem koledze mojego ojca, którego zwyczajne i mało interesujące nazwisko, po tym jak wyjechał do Francji, zamieniło się w czysto francuskie i pięknie brzmiące. Wydawało mi się, że to musi być jakiś dziwny przypadek albo specyficzny język.  Ponieważ w Rosji już raz byłem, to przypuszczałem, że już na zawsze będę bijoszczem karlem pavlem, jednak się pomyliłem.
Teraz znów jestem Karolem, co więcej nawet królem Karolem. Zakrawa to co prawdaż o skrajny narcyzm, lecz tak właśnie jest. Karol to po rosyjsku król. Już myślałem że to koniec jednak się pomyliłem, ponieważ tym razem władza postanowiła w wizie dać mi nowe, diaboliczne, w sensie dosłownym, nazwisko. Od  lutego do czerwca 2013r. jestem BIESem.
            Jeśli dopiszę sobie  nad E dwie kropki to  z Biesa będzie Bijos… Dla pikanterii kropeczki chowam do kieszeni i bawię się rzeczywistością. Moje diaboliczne drugie ja, w ciągu 24 godzin pobytu w Rosji zdążyło rozbawić już strażniczkę podczas kontroli paszportowej, panią w dziekanacie i ekspedienta w salonie sieci komórkowej MTS. Bardzo mnie to cieszy, tym bardziej, że atcziestwo wciąż jest używane i do tego wszystkiego dołączam arturowicz.


                Ten rok miał być dziwny bo 13, na razie wszystko idzie według planu. Mój uniwersytet jest niebieski, a jeszcze śmieszniej bo okala on sobór, o tym samym pięknym kolorze. Idealne miejsce na rozwijanie wiedzy tajemnej o świecie. 

Diabeł w klasztorze, to po prostu musi być Petersburg.

niedziela, 17 lutego 2013

Leningrad-Petersburg

                     Nowy semestr, nowy kraj, nowe miasto. Mieszkam w akademiku na 11 piętrze. W pokoju socjolog z Chorwacji i historyk sztuki z Południowej Korei. Lingua Franca to język rosyjski. 

pierwsze wrażenia:

napiszę jak kiedyś Fryderyk Chopin z Majorki 
     soki i jedzenie sumy bajońskie, a wódka za pół darmo. (Chopin pisał to jednak w odniesieniu do tanich pomarańczy i drogich guzików) 

Zapraszam do posłuchania piosenki zespołu Kino:



                             Historia mojej wcześniejszej podróży urywa się w momencie kiedy lecę do Birmy. Nie miałem zapału aby skończyć tę opowieść jednak wciąż mam nadzieje, że mi się uda. Birma pozostała w moim sercu na zawsze, a kraj w trakcie transformacji natchnął mnie do nowych niesamowitych przemyśleń. 

                               "jak było na początku tak i będzie na końcu
                                                       - upał na ulicy i plamy na słońcu"