wtorek, 2 października 2012

Gdy na kursie Singapur


                Samolot linii Air Asia usiadł na pasie w Kuala Lumpur, było 10 min po północy. Obywatele RP nie potrzebują wizy do Malezji, więc po szybkiej kontroli, przesunąłem zegarek o dwie i pół godziny do przodu i ruszyłem nocnym autobusem przed siebie. Lotnisko oddalone jest od stolicy o 72 kilometry, ale nie stanowi to problemu, sieć autostrad jest dość dobrze rozbudowana.

                Nie wiedziałem czego mam się spodziewać po Kuala Lumpur, nazywanego przez mieszkańców – KL. Bez noclegu i bez większego planu na następny dzień, wysiadłem na KL Sentral około 1:30 ( tak oni piszą to przez S). Widziałem w życiu wiele dworców, na kilku przyszło mi też spać, muszę przyznać, że w wypadku KL Sentral nie było to w ogóle uciążliwe. Dworzec wyglądał na wymarły, poranka doczekałem w kawiarni, która była otwarta 24/7. Jako jedyny klient po zamówieniu herbaty i kanapki, zrobiłem to samo co reszta 3 osobowej obsługi, poszedłem spać na wygodnych sofach.

                Dworzec ma 4 poziomy, pociągi odjeżdżają z pierwszego, metro z 4. Wygląda on o wiele bardziej jak nowy Berlin Haupt Bahnhof, a nie Warszawa Centralna.  O 6:30 otworzyły się kasy, a ja z uśmiechem na twarzy zakupiłem bilet kolejowy do Singapuru.  

                Nigdy nie przypuszczałem, że moje marzenie spełni się tak szybko. Kiedy moja siostra mieszkała w Singapurze przez 3 miesiące - latem 2006 roku, a w mojej kuchni wisiała olbrzymia mapa ścienna Azji, ja snułem marzenia o podróżach kolejowych po świecie. Europa była w zasięgu ręki, ale wymarzony port Singapur wydawał się nie możliwy do osiągnięcia. Marzenie oczywiście zakładało pokonanie całej trasy z Rzeszowa do Singapuru koleją, ale powiedzmy, że w trosce o dobre samopoczucie musiałem  trochę oszukać samego siebie.

          

      Z biletem za 23 Ringity Malezyjskie ( czyli 23,5 PLN) wsiadłem w metro i pojechałem na podbój Kuala Lumpur. Muszę zaznaczyć, że wiele czasu nie miałem bo pociąg odjeżdżał o godzinie 14:06.




                Zacząłem od Petronas Towers…





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz