Przed wyjazdem do
Kalkuty ucząc się do egzaminu z historii XIX wieku, czytałem książkę „Brzemię
Białego Człowieka” Kazimierza Dziewianowskiego. Tytułowe „brzemię” to
przekonanie Brytyjczyków o konieczności szerzenia oświaty i niesienia
cywilizacji narodów trzecich – czyli kolonizacji.
Brytyjczycy podbijają nowe
terytoria, stopniowo. Część ze względów ekonomicznych, część strategicznych, a
część tak po prostu. To „po prostu”, czyli swego rodzaju nigdy nienasycone
pragnienie terytorialne jest właśnie powodem dla którego, wg Dziewianowskiego,
została podbita Birma.
Kalkuta była kiedyś stolicą,
która utrzymywała stałe połączenia z całym imperium. Statki gdziekolwiek w Azji
południowo wschodniej by się nie znajdywały, zbierały listy do Kalkuty, czy
potem do Londynu. Mam wrażenie, że stan ten chociaż w krzywym zwierciadle ale
powraca. Pierwsze połączenie pomiędzy Birmą, a Indiami zostało otwarte właśnie
z portu lotniczego w Kalkucie. Dostępne
są połączenia nawet tanich przewoźników.
Air Asia lata do Kuala Lumpur i Bangkoku.
Kalkuta, rzeczywiście idealnie
nadaje się do dalszych rozważań nad ekspansją brytyjską. Brytyjczycy wyruszali stąd
na dalsze wyprawy, przeważnie morskie. Z Kalkuty wypływał Ruffles odkryć
Singapur, z Kalkuty wyruszał Hooker wspinać się na Mon Lepcha. Z Kalkuty
również wyruszył członek Indian Medical Service, chirurg w stopniu majora John
MacGregor. Podróżował po Azji Południowo-Wschodniej od Singapuru, przez
Malakkę, aż do Mandalay i Sajgonu.
Co mogło mi więc innego chodzić
po głowie, niż podróż do miejsca, które w mojej mentalności było Belgradem z
przed 6 lat i Lwowem z przed dziesięciu – czyli pamiętnymi słowami „synu tam
się nie jeździ”. Najgorsze dla sprawy
uczynił mój współlokator, który pojechał tam miesiąc przede mną i wrócił
zakochany do reszty. Na horyzoncie rysowała mi się podróż do Birmy.
Birmy, która
teraz jest nazywana Myanmarem, albo jak mówią najnowsze doniesienia Komisji
Standaryzacji - Mjanmą. Jeszcze przed kupieniem biletów obejrzałem film the
Lady. Zakupiłem przewodnik i próbowałem złapać jakikolwiek kontakt z ludnością
autochtoniczną w Rangunie, miastem, które do niedawna było stolicą. Rangun,
zwany teraz Yangunem przestał być stolicą oraz utracił R, kiedy to w tamtej
dekadzie Junta wojskowa postanowiła przenieść stolice do Naypitaw.
Piszę ostatniego
posta o 5 rano, kończąc opowieść o Himalajach. O 12, lecę do Bangkoku, tam
spędzę 2 dni sam włócząc się po mieście. Potem ma nastąpić niewiadome.
Tak też było,
wiedziałem, że w Rangunie nie działają bankomaty ani karty zagraniczne. Nie
działają karty Sim i telefony komórkowe, a jedynym ratunkiem dla zagranicznego
turysty jest niezgięty czysty i co najważniejsze nowy banknot stu dolarowy. Ten
banknot jest wart 84 500 Kiatów.
Kiedy leciałem do
Birmy, zastanawiałem się nad wieloma rzeczami, zastanawiając się czy takie same
przemyślenia na temat reżimu miałbym jadąc na Białoruś, gdzie haniebnie jeszcze
nie byłem. Zastanawiałem się o czym myśleli zagraniczni turyści przyjeżdżający
do Polski w roku 1988. Dopóki będę w Rangunie, przyświecać mi będzie duch przemian i szukać będę porównań między Polską
pod koniec lat 80tych i Birmą teraz.
Patrząc na takie chmury marzyłem
o Birmie i bałem się jej z drugiej strony. Wiedziałem jednak, że będzie to
wyjątkowa podróż i się nie pomyliłem. Zacznijmy jednak cykl porównań od lektury obowiązkowej czyli wywiadu z Jackiem Kuroniem: