Budzę się o godzinie 6:00; na zewnątrz
jest jasno. Słońce powoli zaczyna nagrzewać namiot, wypełzam więc ze śpiwora i
rozsuwam wejście do namiotu. Niektórzy płacą ogromne pieniądze żeby nie wstając
z łóżka otworzyć okno i zobaczyć to co ja. Pasące się jaki w Himalajach. Tak
naprawdę to krowo-jaki. Mają mniej futra, tzn. nie mają go wcale (w odróżnieniu
od prawdziwych jaków) Według przewodnika są równie wytrzymałe. Prawdziwe dzikie
jaki dane mi będzie zobaczyć dzień później. Jemy śniadanie i wyruszamy z Tsoki
w stronę Dzongri.
Tym razem moje obserwacje są zgodne z
tymi, które zanotował Hooker:
„Następnego ranka kontynuowałem swoją
podróż w górę. Droga wiła się po idealnie wyżłobionych pułkach w których
zalegał śnieg. Otaczały mnie gęsto rosnące rododendrony i jałowce karłowate. Na
jednej połaci śniegu zaobserwowałem ślady Jaka, pozostawił po sobie dwa
wyżłobienia. Zwierzę to jest znane z długich włosów na swoim ciele, idąc
ciągnie nimi po ziemi zostawiając charakterystyczne ślady po środku swojej
ścieżki”
I rzeczywiście, im wyżej się wspinałem
tym wysokie drzewa zaczynały zanikać i zaczął mnie otaczać jedynie busz
rododendronowy. Kiedyś zdarzyło mi się iść przez tydzień przez taki busz, tylko
zamiast rododendronów w Gorganach rośnie kosówka. Tu rododendron zachowuje się
podobnie, tam gdzie nie ma większych
wiatrów, ale jest dużo śniegu rośnie potężny nawet do 4 metrów. Z czasem
karłowacieje, aż do zupełnie maleńkich krzaków.
Cieszę się tym wszystkim, ale nogi
odmawiają mi już posłuszeństwa, gorąco mi. Przestałem śpiewać i zacząłem iść
najwolniej (wcześniej najwolniej szła Irina). Powoli, powoli, powoli… Kiedy
doszliśmy do szczytu, radość moja nie miała granic. Był to mój pierwszy
czterotysięcznik w życiu - 4007 m. n.p.m.
(do miejsca noclegowego zostało pół godziny trawersu). Byłem szczęśliwy i
zadowolony, głowa przestała mnie boleć i ogólnie stan mój się poprawił. Moc
uzdrawiająca góry. Góry, której imienia nie znałem.
„Olbrzymie głazy rozrzucone były na całej trasie na szczyt Mon Lepcha. Nie możliwe jest aby tak
duże głazy odłamały się lub stoczyły się
w dół, choć równie trudno mi sobie wyobrazić, że te wielkie głazy przyniósł tutaj lodowiec. Podsumowuję to
jedynym możliwym wytłumaczeniem, dolina musiała być przykryta lodowcem, aż do
tej wysokości…
Przygotowałem się aby nocować
na szczycie góry, której czubek jest płaski i szeroki. Góra wznosi się na
wysokość 13 080 stóp ( 3987 m. n.p.m.) Na zboczach rozciągają się kępy
berberysów, róż i rododendronów alpejskich (Rhododendron ferrugineum).
Andromeda fastigiata (paliwo himalajskie) rośnie tutaj obficie, zaopatrując nas
w opał. I właśnie duże ilości tej rośliny oraz
mchu utworzyły moje łóżko: koce nie zdążyły jeszcze dotrzeć z dołu, lecz
nie szkodziło to zbytnio ponieważ nie spodziewałem się burzy śnieżnej.”
Czy mój pierwszy czterotysięcznik to Mon Lepcha? Opis się zgadza, a na
trasie nie ma innej góry, która miałaby podobną wysokość. Hooker pomyliłby się
wtedy o równo 20 metrów, a ja wiedziałbym jak nazywa się moja góra.
Nawet roślinność zdaje się potwierdzać
tę tezę. Widziałem również roślinę, która nazywa się Andromeda Fastigiata, a na
której miał spać Hooker.
Rozbiliśmy się w Dzongri, na
3970m.n.p.m. pod schroniskiem.
Mi przyszło spać troszeczkę w innych
warunkach, w ciepłym śpiworze, za to na karimacie, która chyba nie była tak
wygodna jak opisywana wyżej odmiana modrzewnicy.
Wieczorem, wybraliśmy się w ramach
adaptowania organizmu na szczyt Dzongri 4172. Wstał księżyc więc szliśmy bez
latarek. Te za to posłużyły do robienia nocnych zdjęć.
po protu WOW ;) i coraz lepiej piszesz..
OdpowiedzUsuńps. a co z nauką ? :P
OdpowiedzUsuń