poniedziałek, 12 listopada 2012

wędrówka

W ciągu 4 dni, weszliśmy na przełęcz Dzongri La i zeszliśmy do Yuksom. Szedłem z dwójką Rosjan- Iriną i Miszą, z którymi wynająłem obowiązkowego przewodnika. Irina jest historykiem sztuki i pracuje w muzeum, Misza jest fizykiem pracującym w szkolącej pracowników firmie w dziedzinie geodezji.Lubią chodzić po górach. Przez 6 dni, które z nimi spędziłem mówiłem prawie tylko po rosyjsku. Trochę jakby te Himalaje były Kaukazem.  Nasz przewodnik Pranay, trochę o górach wiedział, ale botanikiem i alpinistą to on nie był. Pierwszy nocleg odbywał się w przysiółku Tsoka, drugi pod schroniskiem w Dzongri. Niosłem ze sobą namiot, śpiwór, karimatę i wspólne dla naszej wycieczki jedzenie.


Dzień 1

„ Opuściłem Yuksom, wyruszywszy na wyprawę na Kanchenjungę  7 stycznia (1849 przyp. tłum.) Było oczywiste, że zimą nie wyjdę nigdzie wyżej.
Mijaliśmy ogromne osuwiska skalne, które przetaczały się przez las w dół do potoku. Najeżone piarżyska białymi ostrymi skałami z gnejsów i granitów: przeszliśmy jedno takie o długości 200 metrów na stoku o nachyleniu 35 stopni. Otaczająca nas roślinność składała   się z dębu, klonu, brzozy, lauru, rododendronu, białego Daphne, jaśminu, aronu, Begonii, Cyrtandraceae, pieprzu, dzikiego cynamonu,  oraz kilku epifitycznych  storczyków , winorośli  i paproci w wielkiej obfitości.
Droga ta była dość ruchliwa. Zastanawiałem się co powodowało taką popularność obranej przez siebie drogi jako kanału transportowego do Nepalu, kiedy wokoło było masę lepszych i bezpieczniejszych tras przez pasmo Singalii. Jak powiedział mi mój przewodnik, cały ten ruch był spowodowany przemytem soli, który szedł tędy w celu uniknięcia łupieżczych ceł nakładanych w Dewan, na wszystkie produkty z Tybetu transportowane wschodnimi przełęczami.
Następnego dnia podążałem w kierunku północnego zachodu w górę rzeki Ratong, którą przekroczyłem i zacząłem wznoszenie się na bardzo strome zbocze góry Mon Lepcha. Ogromne kawałki oderwanych skał, a pełno w nich było dziur i otworów, głębokich i szerokich na tyle, że mogłyby to być ślady świętej krowy. Dla mnie jednak były to ślady korzeni które rozsadzały i drążyły skałe.
Dotarłem do wioski Bakhim, na wysokości 2970 m. n.p.m. Las dookoła składał się z cisów, dębów, rododendronów (różaneczników) i Abies brunoniana i Abes Webbiana.”             

            -  J.D.Hooker - Himalayan Journals







          

       Ja miałem trochę inne przeżycia, chociaż muszę przyznać, że same góry wiele się nie zmieniły przez  164 lata. Zaraz za Yuksom, szlak wije się przez ogromne piarżyska, drążąc w stromym zboczu wąską półmetrową ścieżkę. Rumowiska ciągną się na jakieś 250 metrów aż do potoku i dna doliny. Takich osuwisk jest łącznie 4, potem zaczyna się dżungla. Las jest gęsty i idąc przez niego wiem, że nie chciałbym zostać w nim sam na noc. Czekałem na regiel górny, myślałem, że roślinność będzie choć trochę alepjska. Figa z makiem, te niewyobrażalne brednie o piętrach roślinności w Himalajach, o których uczyłem  się kiedyś na geografii okazywały się prawdą. Robiłem własne obserwacje, dosyć szybko wraz ze zmianą wysokości, zmieniała się roślinność, jednak wciąż byliśmy na etapie dzikiego lasu liściastego zwanych przez miejscowych dżunglą.



W ciągu pierwszego dnia, szlak wiedzie przez 3 wiszące mosty nad urwistymi rzekami. Trasę liczy się od mostu do mostu. Na fotografiach objuczony Jak, który przechodzi przez 2 most, oraz 3 most z widokiem na potok przepływający pod nim.








Pierwszą wioską do której dociera Hooker jest Bakhim. Rzeczywiście i mi przyniosła ona wytchnienie, a to wszystko dlatego, że jest ona położona, za morderczym podejściem po 4 moście. Jakież było moje zdziwienie kiedy w Bakhim za 3,60 PLN zakupiłem butelkę imperialistycznej Coca-Coli. Dzień drogi na grzbiecie jaka, gdzieś daleko w Himalajach. Siedząc na ławce z dwójką Rosjan,  z którymi szedłem, doszliśmy do wniosku, że znajdujemy w tym pewną radość. Oni urodzeni w Związku Radzieckim, radowali się z kapitalizmu, ja w gruncie rzeczy też, choć to smutne, że świat staje się powoli jednorodny.

Do 2000 metrów  rosły dzikie bananowce, do 3300 spotykałem bambusy. Ostatnie fikusy widziałem trochę poniżej 2800 metrów.  Do 2300 metrów w lesie można było zaobserwować storczyki.  Niestety na wiele gatunków drzew pozostałem obojętny, nie znając ich nazw. Wiem jedno ani dębów ani brzóz nie widziałem…. Przyroda była w fazie późnego lata, to śmieszne ale babie lato po angielsku to Indian Sumer. Najbardziej okazałym okazem flory w himalajach były dzikie pszczoły.





















Kiedy rozbiliśmy namioty w Tsoce, zaszło słońce zrobiło się bardzo zimno. W obozie rozstawiła się też dwójka Polaków. Zagadałem do nich, chwile posiedzieliśmy przy Sikkimskim jęczmiennym piwie. 

-Ale skąd jesteś z Polski?
-Z Rzeszowa
-To zabawnie, bo my też.
- A z jakiej dzielnicy
-(tu określiłem w zawiły sposób gdzie mieszkam, gdzieś między jednym punktem oreintacyjnym a drugim)
- A bo my jesteśmy z hetmańskiej
- O, a mój ojciec był z Piastów
-No to spoko... 

Wróciłem do namiotu, łyk herbaty, aspiryna na dobrą krew i dobranoc. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz