Ponieważ
światło słoneczne i wakacyjna temperatura ( tylko 33C) nastrajają
optymistycznie, postanowiłem opisać swoich przyjaciół. Wielu podróżników
pisało, że w Indiach nigdy nie jest się samemu. No i muszę się z tym zgodzić.
Wszędzie ma się przyjaciół. Zacznijmy od przyjaciół, z którymi spędzam czas na
świeżym powietrzu.
Psy. Niezliczone sfory dzikich psów. Wzdłuż
głównej ulicy dzielnicy Salt Lake, jest ich 7. Zazwyczaj ich stosunek do ludzi
jest powiedziałbym lekceważący, ale nie należy się tym niepokoić. Jeśli „stado”
tych słodziutkich bestyjek postanowi jednak zwrócić uwagę na przechodnia, wtedy
zaczyna się gra emocji. Biec dalej i może mnie nie pogryzą, zawrócić, tylko czy
wtedy nie zaczną mnie gonić? Przeważnie „słodziutkich psinek” i „rozkosznych
czworonogów” jest w sforze 6. Żyją jak wilki, zachowują się jak wilki i
wyglądają jak brązowe udomowione wilki. Zastanawia tylko jedno, co jedzą? Muszę
podkreślić, że nie wyglądają na wychudzone.
Kolejni znajomi to lotnicy ze skrzywieniem
narcystycznym. Przylatujące na parapet sali ćwiczeniowej ptaki, nie mogą
zobaczyć ludzi w środku z powodu folii przyciemniająco-odbijającej. Przeglądają
się tak w swoich odbiciach nie wiedząc jakie zło czai się za szybą. Jeśli
chodzi o pierwszą koleżankę , to jest to Kania Czarna nazywana również brunatną
z rodziny Jastrzębiowatych. Zamieszkuje w Indiach przez cały rok. Oto jej zdjęcie
Reszta się jeszcze nie przedstawiła.
Oprócz znajomych z ulicy, mam jeszcze kolegów w
domu. Część się nas wstydzi np. tak jak stały rezydent kuchni, pan na włościach
– Alfred Kleofas oraz jego kamerdyner Chryzostom. Para szczurów, która
zamieszkuje rury i przewody w naszym domu stara się nas unikać jak się da. Jest
gorzej jak się zapomną.
Najprzyjemniejszym towarzyszem, jak i
najważniejszym współmieszkańcem jest gekon o dźwięcznym imieniu Albert.
Ostatnio coś się z nim stało. Obawiamy się najgorszego… Oto jego portret pamięciowy znaleziony w internecie
Z częścią moich znajomych, których chyba
powinienem nazywać przyjaciółmi dziele najintymniejsze części swojego pobytu w
Indiach. Karaluchy o iście królewskim rodowodzie obserwują mnie w łazience.
Pluskwy nazywane przez Indusów bad bugs’ami zdają
się ze mną spać, okresowo domagając się czułości z mojej strony. Egzekwują ją w
dość bolesny dla mego serca sposób. Ranią wtedy moje uczucia i nie tylko.
Moje mieszkanie odwiedzają czasem termity,
mrówki oraz starzy znajomi jeszcze z Polski – komary.
fuuuuuuuuuuuuuuuuuuuj
OdpowiedzUsuń