środa, 5 grudnia 2012

zakazane miejsca i imperializm


                Przed wyjazdem do Kalkuty ucząc się do egzaminu z historii XIX wieku, czytałem książkę „Brzemię Białego Człowieka” Kazimierza Dziewianowskiego. Tytułowe „brzemię” to przekonanie Brytyjczyków o konieczności szerzenia oświaty i niesienia cywilizacji narodów trzecich – czyli kolonizacji.

                Brytyjczycy podbijają nowe terytoria, stopniowo. Część ze względów ekonomicznych, część strategicznych, a część tak po prostu. To „po prostu”, czyli swego rodzaju nigdy nienasycone pragnienie terytorialne jest właśnie powodem dla którego, wg Dziewianowskiego, została podbita Birma.

                Kalkuta była kiedyś stolicą, która utrzymywała stałe połączenia z całym imperium. Statki gdziekolwiek w Azji południowo wschodniej by się nie znajdywały, zbierały listy do Kalkuty, czy potem do Londynu. Mam wrażenie, że stan ten chociaż w krzywym zwierciadle ale powraca. Pierwsze połączenie pomiędzy Birmą, a Indiami zostało otwarte właśnie z portu lotniczego w Kalkucie.  Dostępne są  połączenia nawet tanich przewoźników. Air Asia lata do Kuala Lumpur i Bangkoku. 

                Kalkuta, rzeczywiście idealnie nadaje się do dalszych rozważań nad ekspansją brytyjską. Brytyjczycy wyruszali stąd na dalsze wyprawy, przeważnie morskie. Z Kalkuty wypływał Ruffles odkryć Singapur, z Kalkuty wyruszał Hooker wspinać się na Mon Lepcha. Z Kalkuty również wyruszył członek Indian Medical Service, chirurg w stopniu majora John MacGregor. Podróżował po Azji Południowo-Wschodniej od Singapuru, przez Malakkę, aż do Mandalay  i Sajgonu.

                Co mogło mi więc innego chodzić po głowie, niż podróż do miejsca, które w mojej mentalności było Belgradem z przed 6 lat i Lwowem z przed dziesięciu – czyli pamiętnymi słowami „synu tam się nie jeździ”.  Najgorsze dla sprawy uczynił mój współlokator, który pojechał tam miesiąc przede mną i wrócił zakochany do reszty. Na horyzoncie rysowała mi się podróż do Birmy.
Birmy, która teraz jest nazywana Myanmarem, albo jak mówią najnowsze doniesienia Komisji Standaryzacji - Mjanmą. Jeszcze przed kupieniem biletów obejrzałem film the Lady. Zakupiłem przewodnik i próbowałem złapać jakikolwiek kontakt z ludnością autochtoniczną w Rangunie, miastem, które do niedawna było stolicą. Rangun, zwany teraz Yangunem przestał być stolicą oraz utracił R, kiedy to w tamtej dekadzie Junta wojskowa postanowiła przenieść stolice do Naypitaw. 


Piszę ostatniego posta o 5 rano, kończąc opowieść o Himalajach. O 12, lecę do Bangkoku, tam spędzę 2 dni sam włócząc się po mieście. Potem ma nastąpić niewiadome.


Tak też było, wiedziałem, że w Rangunie nie działają bankomaty ani karty zagraniczne. Nie działają karty Sim i telefony komórkowe, a jedynym ratunkiem dla zagranicznego turysty jest niezgięty czysty i co najważniejsze nowy banknot stu dolarowy. Ten banknot jest wart 84 500 Kiatów.  



Kiedy leciałem do Birmy, zastanawiałem się nad wieloma rzeczami, zastanawiając się czy takie same przemyślenia na temat reżimu miałbym jadąc na Białoruś, gdzie haniebnie jeszcze nie byłem. Zastanawiałem się o czym myśleli zagraniczni turyści przyjeżdżający do Polski w roku 1988. Dopóki będę w Rangunie, przyświecać mi będzie  duch przemian i szukać będę porównań między Polską pod koniec lat 80tych i Birmą teraz.  Patrząc na takie chmury  marzyłem o Birmie i bałem się jej z drugiej strony. Wiedziałem jednak, że będzie to wyjątkowa podróż i się nie pomyliłem. Zacznijmy jednak cykl porównań od lektury obowiązkowej czyli wywiadu z Jackiem Kuroniem: